Witam Was u siebie i cieszę się, że chciało się Wam tu zajrzeć.
Zbierałam się do założenia swojego wątku już od jakiegoś czasu.
Ale tyle tu pięknych ogrodów!
Tyle praktycznych porad.
Ciężko to wszystko ogarnąć.
Dziś opiszę tylko bardzo wczesne początki naszej ucieczki z brudnego, "zasmoczonego" Krakowa.
Nadal uważam, że to początek naszej podróży.
Na razie nasze ucieczki ograniczają się tylko do weekendów.
Zazwyczaj jest to kilka godzin w sobotę lub niedzielę. (Wciąż pracujemy w Krakowie.)
Nie mamy jeszcze żadnego domku, żadnej infrastruktury, ale może z czasem...
Większość potrzebnych rzeczy (typu prowiant, woda, leżaczek, spray na komary, małe narzędzia i całą resztę) wozimy samochodem, a część narzędzi trzymamy chwilowo u sąsiada.
Kilka lat temu staliśmy się szczęśliwymi posiadaczami gruntu budowlano-rolnego, a wraz z nim posiadaczami wielkich oczekiwań i planów.
Nie mieliśmy za bardzo pojęcia o żadnych uprawach.
Ja tylko pamiętałam z dzieciństwa jak mój dziadek zabierał mnie do ogródka pradziadków, oraz pobyty u babci na wsi.
Mój M podobnież pamięta ogródek pracowniczy swoich dziadków.
Pole jeszcze przez parę lat dzierżawiliśmy sąsiadowi, żeby je sobie uprawiał, licząc, że może uda się nam tam wkrótce wybudować cokolwiek.
Ale przyszły zmiany wcale nie na lepsze i z budowy póki co nici.
Nie mniej jednak chęć sadzenia roślin zwyciężyła i powiedziałam M, że bardzo chciałabym już trochę pogrzebać w ziemi, skoro mamy już gdzie...
Ale teraz wypadałoby wrzucić trochę zdjęć.
No więc najpierw to było pole uprawne:

